Arashiyama i Ginkaku-ji

Bambusowy kącik i (teoretycznie) Srebrny Pawilon

MoniaMonia

Plany na drugi dzień pobytu w Kyoto mamy ambitne. Jako, że jesteśmy ulokowani powiedzmy w północno-centralnej części miasta, będziemy przemieszczać się najpierw mocno na zachód (las bambusowy Arashiyama) by potem skoczyć skrajnie na wschód (Srebrny Pawilon), a później, mijając dzielnicę gejsz – Gion, przedostać się jeszcze w kierunku bardziej południowym (wzgórza Fushimi Inari). Początkowo w tymże planie było też miejsce dla pagody Toji, Zamku Nijo oraz Pałacu Imperialnego. Nauczeni jednak już trochę rozległością kompleksów świątynnych, do których przylega zawsze spora ilość terenów zielonych, nasze - poczynione na papierze (a w sumie – w komputerze) szacunki zwiedzania prowadzone z poziomu poznańskiej kanapy przed wyjazdem, trzeba dorzeźbić danymi z rzeczywistej podróży.

(tele)komunikacja na wyspach

Port Blair - sprawunki w stolicy

MoniaMonia

Po zażegnaniu nierokującego z pozoru zbyt optymistycznie kryzysu niedostępnej plaży, postanowiliśmy ogarnąć kilka mniej spektakularnych, acz równie istotnych w kontekście naszego pobytu kwestii. Postanowiliśmy się wybrać do Port Blair (a w zasadzie wrócić, bo przecież wylądowaliśmy na wyspiarskim lotnisku pierwszego dnia – wtedy jednak mogliśmy obserwować otoczenie tylko z okna mini-busa, no i oczywiście opuściliśmy kilkukrotnie pojazd, ale jedynie w celach rozpoznawczo-bankomatowych). Teraz zamierzaliśmy udać się do stolicy po istotne sprawunki, w tym zakup lokalnej karty do telefonu.

Tu się kąpią… krokodyle

czyli zakaz plażowania

MoniaMonia

Pobyt w Indiach mieliśmy zaplanowany pod kątem noclegów połowicznie. Pierwszy tydzień postanowiliśmy spędzić w rejonie Wandoor – południowo-zachodniej części Andamanu Południowego :) Nocleg zarezerwowaliśmy w resorcie oferującym proste, skromne domki składające się z jednego pokoju z łóżkiem oraz przestronnej łazienki złożonej z prysznica i toalety. Druga część naszej podróży pozostała dla nas samych niespodzianką, postanowiliśmy dać się porwać naszym wrażeniom i pojechać tam, gdzie wyda nam się najbardziej adekwatnie do naszych potrzeb :) pomocni i nieocenieni jak zwykle okazali się mieszkańcy oraz inni podróżnicy, których spotkaliśmy (choć niewielu) w trakcie pobytu na indyjskich wyspach.

MoniaMonia

Wracamy do naszego mieszkania już bez deszczowego akompaniamentu. Przebieramy się w suche ubrania i wychodzimy w poszukiwaniu jakiejś knajpki na obiado-kolację. Szybko wślizgujemy się do polecanego na Tripadvisor miejsca, pełnego lokalnego towarzystwa, tłumnie zgromadzonego przy czymś na kształt ogromnego, wspólnego stołu. Wszyscy są zadowoleni, żwawo dyskutują i często się śmieją. No i oczywiście zajadają smakowicie oraz (czasami) niecodziennie wyglądające przysmaki. Przy tym wesołym stole nie ma już jednak ani jednego wolnego miejsca, więc mijamy japońskie towarzystwo i sadowimy się przy à la barowym, jednakże niskim stole – z widokiem na kuchenne poczynania tutejszego mistrza sztuki kulinarnej.

Złoty skarb Kioto

Kinkaku-ji w strugach deszczu

MoniaMonia

Ważną informacją dotyczącą czasu poświęcanego na zwiedzanie świątyń (ogólnie, nie tylko Złotego Pawilonu w Kioto) – o którą niestety wzbogaciliśmy się dopiero w ramach praktyki i co było też kilkakrotnie przyczyną rezygnacji z niektórych, zaplanowanych wcześniej punktów - była specyfika dotycząca rozległości tych miejsc. WAŻNE 🔔 Warto mieć na uwadze, że zwykle świątynia to nie jeden czy dwa budynki, ale spory kompleks, do którego przynależy zwykle co najmniej kilka zabudowań.